Zakochać się w Nowym Jorku
- cz.2
- 16 maj 2016
- 4 minut(y) czytania
Zakochać się w Nowym Jorku cz.2
Kiedyś myślałam, że wiem wszystko o Miłości. Dziś stwierdzam, że nie wiedziałam nic.
Miłość to nie przelotny romans, euforia, która szybko gaśnie. To nie kolacje przy świecach, wspólne wyjścia do kina czy spacery po parku. To nie pieszczoty ani miłe słówka. To nie jest Miłość. Zauroczenie, oczarowanie, może nawet zakochanie, ale nie Miłość.
Ktoś mądry powiedział kiedyś "Miłość odkrywa wszystko to, co Miłością nie jest..." i tak też się stało.
Od wieków artyści próbują zmierzyć się z najpotężniejszą siłą wszechświata. Szekspir, Mickiewicz, John Lennon czy Woody Allen... Wszyscy usiłują zgłębić tę tajemnicę, nawet Ja. Czy komukolwiek się udało? Jak opisać słowami tę nieziemską moc? Jak ukazać ją na wielkim ekranie? Jak opowiedzieć o sile, która jest w stanie oderwać cię od ziemi i zanieść ku gwiazdom? Opisać coś takiego? Czy to w ogóle możliwe?
Nowy Jork to niezwykłe miasto, miasto miliona taksówek, tysiąca zapachów i setek scen filmowych. Tutaj każda ulica ma swoją historię. Podążając śladami ulubionych filmów, dotarliśmy do Empire State Building. Nie ma osoby, która stojąc na tarasie znajdującym się na 86 piętrze, mogłaby powiedzieć "nie lubię Nowego Jorku". To po prostu niemożliwe! Kiedy wchodzisz do budynku, jak zrobiła to Meg Ryan w filmie "Bezsenność w Seattle", stajesz przed złocistą windą i po chwili twoim oczom ukazuje się widok niczym z samolotu... cóż mogę powiedzieć... myślisz "Wow!" Czujesz się jakbyś stał u bram nieba. Wydaje ci się, że jesteś Panem tego świata. Gdziekolwiek nie spojrzysz Nowy Jork ciągnie się w nieskończoność. Stare kamienice wplecione w sznur kaskadowych wieżowców niczym z klocków Lego, wydają się aż nadto urocze. Coś niezwykłego! Po raz pierwszy naprawdę zabrakło mi słów.
Podążając nieco dalej... Central Park.
Pierwsze co zobaczyłam, to Charlotte z "Sex w wielkim mieście" biegającą wokół jeziora ze swoimi psami. Chwilę później minęliśmy mostek, pod którym Gwyneth Paltrow przechadzała się w towarzystwie Ethana Hawkea w "Wielkich Nadziejach". Zmęczeni kilkugodzinną wędrówką, usiedliśmy na kamieniu, tuż naprzeciw jednego z budynków, w którym mieszkał Batman. Następnie hotel Plaza i alejka, którą Kevin uciekał przed taksówkarzem w "Kevin sam w Nowym Jorku". Wreszcie pomnik pamięci Johna Lenona, a w zasadzie miłosny hołd jego ukochanej Yoko Ono. Kamienna mozaika ze skromnym "Imagine". Jedno słowo, a mówi tak wiele...
Po kilku godzinach marszu (przypomnę, że Central Park ma kilka kilometrów długości) dotarliśmy na Piątą Aleję, czyli do słynnej 5th Avenue. Tutaj zaczęły dziać się cuda...
Pamiętacie pierwszą scenę ze "Śniadania u Tiffaniego", kiedy to Audrey Hepburn spaceruje w czarnej sukni, ciemnych okularach z kubkiem kawy i ciastkiem w papierowej torebce? Pewnie! Każdy zna tą scenę i muzykę, która leci w tle. Nie wiem co stało się na 5th Avenue, ale w tamtej chwili poczułam, że czas staje w miejscu, a powietrze przestaje być potrzebne. W sumie nic się nie wydarzyło, po prostu szliśmy. Może dopadła mnie ta właśnie scena z filmu, a może była to pierwsza ze strzał Amora?
Noc i Time Square. "Vanilla Sky" z Tomem Cruzem. Blask miliona rozżarzonych żarówek. Światło tak mocne i tak jasne, że chciało się założyć okulary przeciwsłoneczne w środku nocy. Moje drugie wielkie Wow! Po raz kolejny oczarowana.
"Masz wiadomość" i znów Mega Ryan. Ulica, na której mieszkaliśmy. "Adwokat Diabła", "Leon Zawodowiec", "Ojciec Chrzestny", "Słomiany wdowiec", słynna biblioteka z "Pojutrze" i wreszcie kolejny przystanek "Kiedy Harry poznał Sally". Odwiedziliśmy kultową Nowojorską restaurację Katz’s Delicatesse. Najpierw kilkanaście minut stoisz w kolejce. Potem twoim oczom ukazuje się witryna ozdobiona starymi polaroidami, na których widnieją twarzę wszystkich znanych ci aktorów. Przeciskasz się przez wąskie drzwi, w których stoi dwu metrowy murzyn, by chwilę później znaleźć się na sali wypełnionej zapachem mięsa i kilkoma setkami głodnych Nowojorczyków. Tylko jeden stolik był wolny. Jakby na Nas czekał. Usiedliśmy jak gdyby nigdy nic. Chwilę póżniej pojawiła się pół metrowa kanapka w towarzystwie frytek i piwa korzennego. Danie rodem z piekła. Kilkanaście warstw mięsa. Jak coś takiego zmieścić do ust? Smak: niebo w gębie! Upaprani ketchupem i musztardą witamy się z managerem, który nie wiedzieć czemu odwiedza właśnie nasz stolik.
Pada pytanie -Wiecie co to za stolik? - na naszych twarzach rysuje się zdziwienie. -Nie- odpowiadamy.
Starszy mężczyzna unosi wzrok ku górze. Podążamy za nim. Nad naszymi głowami widnieje tabliczka "Kiedy Harry poznał Sally". To przy tym stole rozegrała się jedna z najcenniejszych scen miłosnych współczesnego kina. Czy to przypadek, że czekał właśnie na nas? Zewsząd słychać oklaski. Amor zadziałam po raz drugi? A może to tylko zbieg okoliczności?
Nie da się opisać Nowego Jorku, bynajmniej nie w kilku, ani w kilkunastu zdaniach. To tak jakby próbować spisać wszystkie słowa z filmów, w których się pojawił. Byłaby to niezliczona ilość wyrazów. Jednego jestem pewna, to miasto tętniące życiem... pełne energii, magii i Miłości...
Stanęliśmy na moście Brooklińskim, jak w scenie z "Sex w Wielkim Mieście", kiedy to Miranda spotyka się ze Stevem. Padają sobie w ramiona, przyrzekając tym samym dozgonną Miłość.
Co odkryłam w Nowym Jorku, czego się nauczyłam i co tam znalazłam? Miłość, najprawdziwszą Miłość.
Więc powiem to tak... jeśli nie wierzycie w bajki, jeśli jesteście twardo stąpającymi po ziemi pesymistami, porzućcie wszystko i ruszcie przed siebie! Dajcie się ponieść, porwać, uprowadzić. Postawcie wszystko na jedną kartę! Przestańcie myśleć o kolejnym niepowodzeniu, odrzućcie strach.
Być może to wszystko przypomina scenariusz komedii romantycznej, ale wierzcie mi "gdzieś tam czeka na was ten Jedyny Ktoś... kto całkowicie odmieni wasz świat! Ktoś, kto sprawi, że w twoim sercu zawita wieczne lato; Ktoś kto uczyni Cię naszczęśliwszą osobą na świecie; Ktoś, za kogo będziesz gotów oddać własne życie..."
Kiedyś myślałam, że Prawdziwa Miłość, to brednie; że nie istnieje Miłość od pierwszego wejrzenia, że książę z bajki to bzdura, że przeznaczenie to fikcja używana tylko w banalnych komediach romantycznych. Świat powtarzał "takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach". Czyżbym naoglądała się zbyt wielu filmów? Świat światem, ale gdzieś w głębi serca wierzyłam w istnienie takiego właśnie Cudu.
Nowy Jork zmienił moje życie. Wywrócił wszystko do góry nogami i nie jest to sprawa miejsca, architektury czy opisanych powyżej filmów. Sprawił, że narodziłam się na nowo, niczym Feniks powstałam z popiołów.
Niemożliwe? A jednak.
Wracając do Miłości. Czym ona jest?
Miłość to nie przelotny romans, euforia, która szybko gaśnie. To nie kolacje przy świecach, wspólne wyjścia do kina czy spacery po parku. To nie pieszczoty ani miłe słówka... Miłość, to dar niebios, Cud, który zdarza się tylko raz i tylko z jedną osobą. Miłość jedno ma imię i ja swoje znalazłam, czego i wam z całego serca życzę.
Mi

Kommentare