top of page
Szukaj

Samotność w wielkim mieście

  • Mia
  • 17 paź 2016
  • 4 minut(y) czytania

Dziś są moje imieniny, ale nikt o nich nie pamięta. Mam takie felerne imię, czy nie ma już na tym świecie nikogo, komu zależy aby pamiętać?

Przeprowadzka do Warszawy to był duży krok. Nie ze względu na miasto, czy jego wielkość. Mieszkałam już kiedyś w stolicy. Chodzi mi bardziej o porzucenie prawdziwych przyjaciół. Myślałam, że szybko znajdę tu nowych, ale jak widać bratnich dusz na horyzoncie brak. Koleżanki albo mają małe dzieci, albo pracę, która absorbuje większość ich czasu. Albo facetów, którzy chcą spędzać z nimi każdą wolną chwilę po pracy. Tak więc pozostaje mi... no właśnie co? Wyjący pies sąsiadów doprowadza mnie do szału! Zgłupiał czy co?! Z osoby, która skupiała wokół siebie całe tabuny ludzi stałam się smutną i nieco zbyt osamotnioną "Panną Nikt". Gdzie się podział mój blask, energia, która rozświetlała najciemniejsze zakamarki ludzkich dusz? O kurcze! To o mnie! To tak, jakby królowa Anglii wylądowała na jednej z bezludnych wysp Andamanów bez swojego orszaku. Czy tam jeszcze żyją kanibale? Oczywiście mam na myśli młodszą wersję królowej. Dużo młodszą.

Na szczęście wykonałam milowy krok w nieco innej sferze. Postanowiłam zaprzestać marne poszukiwania pracy i skupić się na sobie. No właśnie pisze się "zaprzestać poszukiwań", czy "zaprzestać poszukiwania"? Może ktoś mądrzejszy? Wreszcie jakiś konkret! Teraz większość czasu spędzam przed komputerem, tworząc spektakularny biznesplan. Są jeszcze lekcje z córką. Godziny ciężkiej męki. Katusze. Ułamki w czasie Present simple. Help!

Sięgnęłam więc do kilku podręczników wiedzy, znalazłam kilka wzniosłych haseł, obejrzałam parę motywacyjnych filmów, jak chociażby "Zmowa pierwszych żon" z 1996 roku i oto dojrzałam, dostałam skrzydeł.

A więc otwieram własny biznes w Warszawie. Chyba, że wygram w totka. Wtedy niestety zmienię plany. Mam fajny pomysł, który latami wzrastał gdzieś na skraju dymiącej czachy. Czy mi się uda? Czy wytrwam w przekonaniu, że warto? Czas pokaże. Jak na razie "rosnę z miłością" - cytat z filmu, i staram się nie zaprzątać sobie głowy niczym innym poza matmą, angielski, polskim i takimi tam błahymi tematami z szóstej klasy. My też tyle czasu poświęcaliśmy na odrabianie prac domowych? Dzizas!!! Najważniejsze jest to, że podjęłam decyzję. Tak piszą w poradnikach. Obym tylko nie spakowała interesu przed kolejną Gwiazdką. Tak więc szukam wspólniczki. Kogoś podobnego do mnie, ale zupełnie innego. To musi być osoba z pasją i duszą artysty, ale także przedsiębiorcza, twardo stąpająca po ziemi, lojalna, uczciwa, miła, otwarta, z poczuciem humoru i oczywiście komunikatywna. Tylko wierząca wchodzi do gry. Wyznanie nie ma znaczenia. Ateista odpada. Może to być ktoś, kto tak jak ja zaliczył kilka bolesnych wpadek w biznesie, upadł na samo dno i teraz znów chce działać. Może być też bez wpadek, w drodze wyjątku. Szukam kogoś, kto kocha sztukę i naturę, ceni piękno przyrody i uwielbia fotografię. Nie chcę zdradzać czym będzie się zajmować moja skromna pracownia, o której niebawem wszyscy usłyszycie w tv, albo w radio, albo przeczytacie w jednym z tych kolorowych pism, których nikt nie kupuje, bo są tak drogie i tak grube, że nie mieszczą się w żadnej z kobiecych torebek, nie mówiąc o portfelu. Za to ładnie wyglądają w salonie jako podstawka pod gigantyczną filiżankę, albo wazon. Potrzebny mi marzyciel, wizjoner, taki Michał Anioł, najlepiej w spódnicy. Osoba, która chce wspólnie ze mną dzielić małe gniazdko, w którym jak grzyby po deszczu, wyklują się małe pisklaczki o imionach: Sukces, Pasja, Wartość, Marka, Wyjątkowy, Piękny, Jedyny w swoim rodzaju, Kasa! Może ta Kasa nieco psuje wizerunek jeszcze nienarodzonej gromadki, ale żaden szanujący się przedsiębiorca nie zapomina o zyskach. Prawda? Tak więc jeśli, któraś z moich przyszłych partnerek biznesowych, lub partnerów to czyta, zapewniam, będziemy się świetnie bawić i zarobimy na waciki, albo nowe oponki do samochodu, drogiego samochodu. To się wie!

Ale wracając do sedna sprawy. Samotność jest do bani. Nagle z trzydziestu telefonów dziennie zrobiło się pięć. Pierwszy to mama, sprawdza czy żyję. Drugi też mama. Zapomniała spytać czy żyję. Trzeci córka "Mamo na obiad chcę kotlety, ale idę do koleżanki po szkole i nie wiem, o której wrócę, więc możesz nie robić obiadu". Czwarty chłopak. Zgubił kluczyki od samochodu. Znów. Ma zły dzień (od tygodnia). Piąty infolinia, Orange lub "Tu Zygmunt Chajzer! Wygrałaś bon na proszek do prania poplamionych gaci". Skąd ten koleś w ogóle mam mój numer i skąd wie, że noszę majtki?! Więc mówię wam, samotność jest do kitu! Ale jak mawia stare przysłowie "co nas nie zabije, to nas wzmocni", więc trzymam się dzielnie tych gaci od Chajzera. Wzmacniam i wzmacniam i wzmacniam swój charakter. Tylko żeby z tego wzmocnienia nie zrobiła się ze mnie otyła Bridget Jones. Stara Panna Nikt uganiająca się za niejakim Darcym. Jak to kobieta ugania się za...? Niedorzeczne! No ale nie ma co narzekać. Dziś są w końcu moje imieniny. Idę świętować... w samotności. Właśnie zobaczyłam moimi oczyma wyobraźni fioletową postać Kłapouchego. Osiągnęłam dna. Ta myśl chyba mnie lekko dobiła. Dobrze, że nie opuszcza mnie angielski humor. Bo któż się spodziewa hiszpańskiej inkwizycji? Chociaż mam ładny widok za oknem. Otóż to! Zawsze myśl pozytywnie! Też było w poradniku. I wypracowanie na język polski do napisania. Jest jeszcze matma i sprawdzian z angielskiego. Życie. Musze zmienić poradnik. A więc moje zdrowie przyszli, doszli i niedoszli Przyjaciele!

Mia

Fot.Melvin Sokolsky


 
 
 

Comments


© 2016 created by Mia Docci 

Blog z charakterem

  • Facebook Clean
  • Facebook - Grey Circle
bottom of page