Upadek
- Mia
- 9 lis 2016
- 4 minut(y) czytania
Życie pełne jest niespodzianek, zwrotów akcji. Spotykają nas różne sytuacje. Takie, których się spodziewamy i takie, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Z pewnymi umiemy sobie radzić doskonale, z innymi nie. Są momenty lepsze i gorsze, jak to w życiu. Niektóre działają na nas zbawiennie i pchają do działania, inne wyniszczają. Raz na wozie, raz pod wozem. Są też takie zdarzenia, które zwalają z nóg, odcinają dopływ tlenu, burzą dotychczasową rzeczywistość, naruszają naszą strefę bezpieczeństwa i odbierają poczucie godności. Chęć do życia znika. Spokój zamiera. Pojawia się strach. Człowiek zostaje bezlitośnie powalony na kolana. Obrzucony błotem podnosi się, by chwilę później stanąć do walki o własne imię. Ktoś po raz kolejny stracił panowanie nad sobą. Tym razem jednak przekraczając nieprzekraczalną granicę. Zachował się w sposób niegodny, nieludzki, a tego nie da się usprawiedliwić. Taki właśnie wstrząs spotkał mnie dwa dni temu.
Znów jestem na początku drogi. Sama lecz nie osamotniona. Na szczęście otaczają mnie ludzie, których pomoc okazała się nieocenionym darem Niebios. Otrzymałam wsparcie, o jakim nawet nie śniłam. I to od osób, które znam od lat. Przyjaciele ze starych czasów, jeszcze z Elbląga, obecnie mieszkający w Warszawie. To oni uratowali mnie w chwili, kiedy nikt inny nie miał czasu. Tylko na nich mogłam liczyć. Oto jak przywitała mnie Warszawa. Ludzie, o których mowa otworzyli przede mną swoje serca i domy, wpuścili do środka. Zrobili mi miejsce i pozwolili zostać tak długo, jak tylko zechcę. Zmienili własne plany, by pomóc kobiecie z dzieckiem w potrzebie. Przygarnęli mnie pod swój dach niczym zranione, poturbowane zwierzę i opatrzyli rany. Nocne rozmowy zdziałały cuda. Znów uwierzyłam w ludzi i w to, że los szybko się odmieni.
Ta sytuacja pokazała mi, co w życiu naprawdę się liczy, na kim można polegać i kogo wzywać w razie kryzysu. Uświadomiła mi też, że mam prawdziwych przyjaciół tu na miejscu, w Warszawie i że nie muszę daleko szukać. Zrozumiałam, że jestem zbyt ufna do nowo poznanych osób i że nadużywam słowa "przyjaciel". Mam też problem ze stawianiem granic i byciem konsekwentną. Tylko moi starzy przyjaciele mieli odwagę by mi pomóc. Reszta udała, że nie słyszy. Oto jak wygląda świat, w którym liczy się wszystko, tylko nie człowiek.
Jestem poraniona, ale silna zarazem. Staram się podnieść. Nie jest to łatwe, ale pomału odzyskuję poczucie własnej wartości i szacunek do samej siebie. Stoczyłam długą walkę z demonami, których nie byłam w stanie pokonać. Walczyłam o drugiego człowieka, o jego duszę. Na próżno. Chciałam go ratować, lecz przegrałam. Nie dość, że nie zdołałam mu pomóc, to jeszcze omal sama nie straciłam tego, co w życiu najcenniejsze, zdrowia. Pełna obaw i smutku odradzam się niczym Feniks z popiołów. Nie ma już we mnie gniewu. Przecież dałam z siebie wszystko. Znam przyczynę i wybaczam, ale nie potrafię zapomnieć. To straszne kiedy bliski ci człowiek pod wpływem impulsu, wyrzuca cię z dzieckiem na bruk. Kiedy niszczy wszystko co posiadasz i traktuje cię jak najgorszego śmiecia. Gdy słyszysz pod swoim adresem tak bolesne słowa. Czujesz się upokorzona widząc jego gniew, agresję. Zaczynasz rozumieć, że pozwalając tej chwili zaistnieć, straciłaś możliwość wyboru. Jest już tylko jedna droga. Granica została przekroczona. Z drugiej strony czujesz niemoc osoby, którą wciąż kochasz i lękasz się czy sobie poradzi. Zbierasz zgliszcza, to co zostało wyrzucone przez okno i odchodzisz z walizką pełną wspomnień. Nic innego ci nie pozostało.
Dwa dni temu stanęłam twarzą w twarz z problemem, który zniewala wielu ludzi. Mimo iż dostałam niezłego łupnia, a przez moje serce przetoczyła się lawina wszystkich możliwych uczuć od nienawiści, żalu, smutku i rozpaczy po odrzucenie, złość i Bóg wie co jeszcze, to nadal oferowałam pomoc i wsparcie. Bo jak zostawić człowieka w potrzebie? Jak odrzucić osobę, która zmaga się z problemem tak poważnym? Jest z tym sama od kilkunastu lat, mimo iż ma setki (pseudo) przyjaciół, którzy od dawien dawna udają, że ten problem nie istnieje?! Dlaczego nie potrafią wyciągnąć pomocnej dłoni? Dłoń wyciągają, ale nie z pomocą.
Nie pozostało mi chyba nic innego, jak modlić się o wybaczenie dla niego. Moja rola dobiegła końca. Pomoc odrzucił, więc odchodzę. Oby znalazł się ktoś silniejszy, mądrzejszy i o czystszym sercu niż ja. Moje pękło i rozsypało się na milion drobnych kawałków...
Nie chciałam o tym pisać, ale po długim namyśle uznałam, że jedyną drogą ratunku dla tego wspaniałego człowieka, którego serce pełne jest miłości, jest prawda. Mówi się "tylko prawda nas wyzwoli" i ja w to wierzę. Uznałam, że ten problem musi ujrzeć światło dzienne. Ludzie muszą zrozumieć. Obrzydza mnie ta warszawska znieczulica! Każdy z nas ma w swoim otoczeniu człowieka, który błaga o ocalenie, prosi o pomoc, mimo iż ma pieniądze, pozycję i całą resztę. Jest samotny i zniewolony, a jego serce pęka, gdyż nie jest w stanie sam rozwiązać swoich problemów. Jeśli jednak nikt z przyjaciół nie zareaguje i nie zaoferuje pomocy, będzie to oznaczało jedno... Sami wyciągnijcie wnioski. Wiem, że nikt nie chce sobie brudzić rączek, w końcu idzie weekend. Czas na zabawę i kilkudniowy after.
Zostawiam was z ta myślą. A o mnie się nie martwcie. Mam siłę, motywację i wsparcie prawdziwych herosów. Podniosłam się raz, podniosę się i drugi. To był mój ostatni tekst dotyczący smutnych i przykrych tematów. Od jutra tylko miłość, radość i spełnienie. Obiecuję. Pamiętajcie aby pomagać innym, aby wspierać potrzebujących, nie pozostawiać ich samym sobie. Nie odwracajcie głowy na widok "upadłego człowieka". Podajcie mu dłoń, o to proszę... o drobne gesty, słowa i o wielkie czyny.
Nie byłabym sobą, gdybym nie podziękowała. Adelajda i Ola dziękuję z całego serca. Uratowałyście mnie i nigdy Wam tego nie zapomnę!
Mia

Comentarios