Pole zniekształcania rzeczywistości
- Mia
- 26 cze 2017
- 5 minut(y) czytania
Miałam dziś nad ranem niezwykły sen. Przyśnił mi się Ashton Kutcher. Nic w tym dziwnego. Czytam właśnie biografię Stave'a Jobsa, a wcześniej widziałam film "Jobs" z udziałem Kutchera i to kilka razy w ciągu tygodnia. Wiem, że ekranizacją owej biografii jest inny film z udziałem Michaela Fassbendera, ale ta wersja kompletnie mi nie podeszła i nawet skrytykowałam ją na forum filmowym - czego zazwyczaj nie robię. Kreacja stworzona przez Ashtona, wydaje mi się bardziej przypominać prawdziwego Jobsa. Val Kilmer dokonał podobnej rzeczy odgrywając rolę Jima Morrisona w "The Doors". Morrison był moim idolem w czasach młodzieńczego buntu. Latami wielbiłam jego twórczość. Val wcielił się w Jima "lepiej niż zrobiłby to sam poeta". Tak na marginesie uwielbiam poczucie humoru, jakim matka natura obdarowała Kutchera. Idealne połączenie dziecięcej urody z jeszcze bardziej dziecięcym podejściem do życia. Przezabawny gość, do tego cholernie przystojny.
Przyśnił mi się najpiękniejszy włoski dom, jaki można sobie wyobrazić. Potężna kamienna posiadłość usytuowana na lekkim wzniesieniu, z jednej strony z widokiem na morze, z drugiej na urocze, włoskie miasteczko.
Wyszłam na ganek w jeansach i lekko wyciągniętym swetrze. Było późne jesienne popołudnie. Na podjeździe stał Ashton (brzmi jak nazwa sportowego aura) - wnioskuję - mój mąż. Dwójka naszych niesfornych dzieciaków - w wieku od 3 do 5 lat - ganiała przerażone kurczaki, a ich z kolei próbowała złapać zaniepokojona niania (w białym fartuszku). Cała scena wyglądała dość komicznie. Zaczęliśmy się z Ashtonem wygłupiać niczym para niedojrzałych licealistów. W pewnym momencie rzuciłam go czymś i zaczęłam uciekać, a on ruszył za mną w pościg. Wszystkiemu towarzyszył głośny śmiech i cała masa przedziwnych dźwięków. Pobiegłam w stronę plaży, ale w połowie drogi potknęłam się i upadłam w kałużę. Ashton wbiegł dokładnie w tę samą wodną pułapkę, zaliczając równie imponującą wywrotkę co ja. Leżeliśmy w błocie tuż przy wejściu na plażę zwijając się ze śmiechu. Dookoła biegały dzieciaki wraz z nianią, która za nic w świecie nie była w stanie ich dogonić. Chlapnęłam Ashtona wodą w kolorze ciemnego brązu, by opóźnić jego reakcję i wbiec na plażę jako pierwsza. Ruszył za mną jak oszalały. Złapał mnie wpół, przerzucił przez ramię niczym zwinięty dywan i mimo protestów wniósł do wody. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy - w tym dzikim ferworze walki - i zaczęliśmy się namiętnie całować. Nie powstrzymało go to od zamoczenia nas obojga w lodowatej wodzie. Dzieciaki skandowały z radości. Tarzaliśmy się potem w piasku, nie wypuszczając ani przez chwilę z uścisku. Scena rodem z komedii romantycznej. Jak niektórzy mówią "świnia by się zrzygała", ale mnie to osobiście kręci.
I to jest właśnie jeden z moich najwspanialszych talentów - wyobraźnia senna. Nie znam nikogo, kto miałby równie kolorowe i realne sny jak ja. Śmiesznie, kiedy w trakcie snu można obejrzeć film z własnym udziałem, do tego z hollywoodzką gwiazdą w jednej z głównych ról.
Steve Jobs, którego biografię właśnie czytam - choć jego żona uważa, że pokazuje ona jej zmarłego męża w złym świetle - był założycielem Apple i twórcą najfajniejszych komputerów na świecie - jak mawiał Woźniak. Ale Jobs stworzył coś jeszcze, co całkowicie zmieniło sposób postrzegania własnych możliwości przez wielu ludzi, z którymi pracował. Zostało to określone mianem "pola zniekształcania rzeczywistości". Otóż Steve nie umiał projektować - co niejednokrotnie wytknął mu Bille Gates - ale za to potrafił wpływać na ludzi w taki sposób, że robili dokładnie to, co chciał żeby robili. Robię coś podobnego ze snami. Jeden z jego współpracowników opisał to tak: "W jego obecności teraźniejszość jest zmienna. Potrafi namówić każdego praktycznie do wszystkiego. Kiedy go nie ma, to znika, ale trudno w takich okolicznościach układać realistyczne plany działania" - wyjaśnił. "Pole zniekształcenia rzeczywistości było niepojętym połączeniem charyzmatycznej retoryki, niezłomnej woli i skłonności do naginania faktów tak, by służyły bieżącym celom. Jeśli jedna linia argumentacji kogoś nie przekonywała, płynnie przeskakiwał na następną. Czasami wytrącał człowieka z równowagi, niespodziewanie przyjmując jego stanowisko jako swoje, bez zająknięcia, że kiedykolwiek myślał inaczej." Inny ze współpracowników Jobsa powiedział tak: "To niesamowite, jak pole zniekształcenia rzeczywistości działało, nawet kiedy doskonale zdawałeś sobie sprawę z jego istnienia. Często dyskutowaliśmy o potencjalnych technikach uziemienia go, ale po jakimś czasie większość z nas dała sobie spokój i pogodziła się z faktem, że to jest jak żywioł." Woźniak wyjaśnił owo zjawisko w sposób - moim zdaniem - najlepiej obrazujący dla zwykłego czytelnika: "Jego zniekształcenie rzeczywistości zachodzi wtedy, kiedy ma nielogiczną wizję przyszłości, na przykład mówi mi, że uda mi się zaprojektować grę w kilka dni. Człowiek zdaje sobie sprawę, że to nie może się udać, ale on to jakimś sposobem urzeczywistnia."
Bez względu na to jak złożoną osobowość posiadał Steve Jobs i jak potrafił być brutalny dla swoich współpracowników, to jestem pełna podziwu dla zjawiska, które udało mu się stworzyć, poza ładnie zaprojektowaną płytą główną. Jest to ściśle powiązane z jego niekiedy utopijną wizją siebie i wizerunkiem Apple, który bez wątpienia stworzył. Sposób w jaki ludzie postrzegają jego firmę, czyli "cool" - jak zwykł mawiać za młodu, gdy firma funkcjonowała jeszcze w garażu - także było zamierzonym celem i był to bez wątpienia efektem pola zniekształcania rzeczywistości.
W moim przypadku działa coś innego a niżeli (Jobsowskie) pole zniekształcania rzeczywistości, ale jest to równie magiczne zjawisko co u Steve'a. Gdy ja mam nielogiczną wizję przyszłości, zamiast na siłę powoływać ją do życia, przerzucam ją do snu. A że moje sny potrafią być realne niczym rzeczywistość, jest to coś w rodzaju pola zniekształcania rzeczywistości, ale we śnie.
Gdy miałam zaledwie kilkanaście lat nauczyłam się prowokować konkretne sny. Byłam w stanie wywołać w śnie obraz lub uczucie, które - w danej chwili, czy okresie - było mi niezbędne do życia. Tak więc, gdy doskwierała mi samotność, gdy cierpiałam z powodu braku czułości, mogłam odnaleźć ją we śnie. Moja nadzwyczaj silna potrzeba bliskości z drugim człowiekiem - której akurat nie miałam w realu - wywoływała sen, który był spełnieniem tego oto pragnienia. Nie zawsze był on spójny z moją wizją czy wyobrażeniem danej sytuacji. Nie posiadałam aż tak sprawczej mocy. Szczegóły pozostawiałam wyobraźni i nie miałam wpływu na niektóre z istotnych elementów jak miejsca, osoby, czy towarzyszące temu emocje. Ale zazwyczaj spełniałam którąś ze swoich silnych potrzeb, zatykając w ten sposób realny ubytek.
Tak więc z czasem pokochałam swoje senne podróże, które jak widać odbywam nieświadomie do dnia dzisiejszego. Nie planowałam spotkania z Kutcherem. Jest to wynik przebywania w świcie Jobsa - mowa o filmie. Co do reszty, być może dopadła mnie jedna z moich starych wizji szczęścia, związku, rodziny. Włochy w tle nie powinny nikogo dziwić. W końcu "sercem jestem Rzymianką".
Umiejętność owej, sennej kreacji bardzo się przydaje. Jest bowiem unikatową umiejętnością zaspokajania pewnych - niekiedy nierealnych - ziemskich potrzeb. To tak jakby próbować oszukać własny umysł; "życie w dwóch światach jednocześnie" - jak mawiała jedna z moich mentorek. To genialne i niebezpieczne zarazem. Człowiek może wpaść w pułapkę niechęci spełniania własnych marzeń tu, na Ziemi. Po co próbować skoro to już było, dokonało się.
Moje sny bywają bardzo zróżnicowane i dziwne, szczególnie gdy śpię w swoim starym łóżku, w domu, w którym się wychowywałam. Jedne są przyjemne, inne nie. Są mniej lub bardziej realne. Niektóre wydają się być prawdziwą częścią mojego życia. Łatwo się pogubić. Z czasem sny i wspomnienia zaczynają się ze sobą mieszać i potrzebna jest całkowita trzeźwość umysłu, by móc je od siebie odróżnić. Niektóre z moich snów powracają w myślach, nawiedzają niczym "wspomnienie minionego lata". To zabawne, ale jakiś czas temu odkryłam, że za każdym razem gdy myję zęby i pochylam głowę by nabrać w usta wody, w mojej głowie pojawia się wspomnienie któregoś ze snów - zazwyczaj sprzed kilku dni. Być może jest to związane z pozycją głowy. Czyżby magazyn nocnych obrazów znajdował się w części płata czołowego? A może ma to związek z wodą? Pozostawiam to bez wyjaśnienia, aczkolwiek owe zjawisko bardzo mnie intryguje.
Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak stworzyć nowy termin "senne pole zniekształcania rzeczywistości", albo "pole zniekształcenia sennej rzeczywistości" lub "pole zniekształcenia snu". Terminologia niczego tu nie wyjaśni, tego trzeba po prostu doświadczyć.
Zainspirowana - znów - historią Jobsa
Mia
Ps. Wybacz Ashton, ale zdecydowanie lepiej całuje mój chłopak Piotr - choć mógłby to robić zdecydowanie częściej!

Comments