Zmartwychstanie
- Mia
- 18 sty 2018
- 4 minut(y) czytania
Życie to niezwykły dar, ale potrafi być bardzo kruche, o czym przekonałam się na własnej skórze. Jednego dnia jesteś pełnym sił młodym człowiekiem osiągającym sukcesy, drugiego leżysz przewieszony przez wózek inwalidzki na szpitalnym korytarzu błagając o pomoc. Takie właśnie jest życie; nieprzewidywalne, skrajne, zróżnicowane, ale mimo wszystko piękne.
Nie spodziewałam się tak ciężkiej choroby, w tak młodym wieku. Młody człowiek nie myśli o śmierci, o przemijaniu, przecież jeszcze nie czas. Jesteśmy pewni jutra i być może właśnie ta pewność mnie zgubiła. To było niczym atak dzikiej bestii z zaskoczenia. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wirus zaatakował moje ciało z prędkością świetlną i nim się spostrzegłam, leżałam na ziemi bez jakichkolwiek sił. Po raz pierwszy w życiu czułam, że moje ciało poddało się i odmówiło udziału w walce o własne istnienie. To przerażające uczucie, gdy wola człowieka przegrywa z realnymi możliwościami organizmu. To tak jakby zostać sparaliżowanym. Mózg krzyczy wstań, a ciało nie może się ruszyć.
Zdecydowałam się na post, gdyż czułam się naprawdę przygnębiona i bardzo potrzebowałam koło siebie ludzi. Nie spodziewałam się tak niezwykłej i ciepłej reakcji. Dostałam wiele pięknych, podnoszących na duchu wiadomości. Słowa pociechy płynęły zewsząd. Odezwały się osoby, z którymi nie miałam kontaktu od bardzo dawna. Nagle okazało się, iż wiele osób miało mnie od kilku dni w głowie. Ktoś napisał „śniłaś mi się i bardzo chciałem zadzwonić i spytać czy wszystko ok?”; ktoś inny powiedział, że ciągle miał moją twarz przed oczyma. Dużo przedziwnych sygnałów, jakby ludzie naprawdę czuli mój ból, niepokój. Można wierzyć lub nie, ale energie naprawdę krążą pośród nas. Wystarczy nauczyć się rozpoznawać „znaki”, interpretować sygnały docierające do nas z wewnątrz, jak i z zewnątrz - mowa o przeczuciach, intuicji.
Szczerze mówiąc, oniemiałam. Poczułam się niezwykle bezpiecznie. Wasze słowa w pewnym stopniu uleczyły moją skołataną duszę wręcz natychmiast, jeszcze tego samego dnia. Daliście mi tyle energii, tyle siły, wiary i nadziei, że aż się popłakałam ze szczęścia. Tej nocy pierwszy raz nie miałam gorączki. Jakby wirus skapitulował. Nie ma bowiem nic piękniejszego od bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi i ta sytuacja jest tego żywym dowodem.
Nic nie może się równać z siłą ludzkiego serca i chcę Was zapewnić, że każde, nawet najdrobniejsze, pojedyncze słowo było niczym cegła pod nowy, solidny fundament podnoszącego się po kataklizmie człowieka. Każdy gest, nawet ten pozornie drobny i nieistotny, w moim odczuciu był ogromnym i bezcennym darem! Z perspektywy osoby obłożnie chorej każde, nawet najzwyklejsze słowo pociechy jest niczym magiczne zaklęcie, którego moc jest w stanie całkowiecie zmienić świat, świat osoby obłożnie chorej! Nie potrafię opisać mocy, która towarzyszyła mi w dniu wczorajszym. Każde kolejne słowo było niczym jasny, świetlisty pocisk zabijający tego cholernego wirusa. Dla mnie było to jak walka dobra ze złem. Oczywiście dobro zwyciężyło i to zasługa każdego z Was!
Choroba, z którą miałam (nie) przyjemność się zmierzyć, osłabiła moje ciało, ale także mocno poturbowała psychikę. Czułam się osamotniona i bezradna, a bezradność bywa bezlitosna i ciężko poradzić sobie z nią w pojedynkę, nawet jeśli jest się superbohaterem. Wiedziałam, że potrzebuję ludzi, dobrych ludzi, miłych słów, ciepłych myśli, pozytywnej energii, modlitwy i wiary. Tak bardzo mi tego wszystkiego brakowało. Początkowo autentycznie wstydziłam się poprosić o pomoc, wsparcie. Nie chciałam wyjść na mazgaja, marudę; ale szybko przemieniłam plontaninę niewłaściwych myśli z negatywnych na pozytywne i napisałam post.
Jestem Wam bardzo wdzięczna. Dziękuję za każde pojedyncze słowo, za każdy telefon, za każdego smsa, za każdą modlitwę, szczerą poradę, kontakt do lekarza itp. Wspólnie dokonaliście cudu! Poczułam się jakby dziesiątki rąk uniosły moje schorowane ciało ku górze. I jak tu nie wierzyć w Anioły, jak tu nie wierzyć w dobro mieszkające w ludzkich sercach?!
Moja pani psycholog powiedziała mi kiedyś „wszystko co się w twoim życiu dzieje, dzieje się dla ciebie, a nie przeciwko tobie” i ja w to wciąż wierzę, mimo tak ciężkich przeżyć. Jestem w pełni świadoma, że takie drastyczne sytuacje, które pojawiają się w naszym życiu przynoszą konkretne zmiany, zazwyczaj na lepsze. Tak jest i w tym przypadku, wiem to. Moje ciało przyniosło informację. Pewnie dobijało się do mnie od dawna, ale wiecie jak to jest, ignorujemy sygnały wierząc, że nasze życie jest takie jakim być powinno, a wcale tak nie jest. Staram się wyciągać nauki ze wszystkich mocnych przeżyć, wyciągnę i z tego. Ale chcę Wam także przekazać coś od siebie, gdyż mam pewną ciepłą myśl i bardzo chcę się nią podzielić. Bądźcie dobrymi ludźmi. Bądźcie łaskawi dla innych i pomagajcie sobie nawzajem. Nie odwracajcie się od potrzebujących i bądźcie wrażliwi na ludzką krzywdę. Dbajcie o rodzinę i najbliższych jej członków każdego dnia, gdyż w życiu najbardziej liczą się ludzie. Życie to najpiękniejszy dar jaki mogliśmy otrzymać, więc dbajmy o nie. Cieszcie się każdym kolejnym dniem, każdą kolejną chwilą, gdyż Wasz świat może się skończyć niespodziewanie w jednej sekundzie bez ostrzeżenia. Życie jest kruche i bywa bardzo bolesne, ale przy odrobinie chęci, przy odrobinie starań i wyrzeczeń może być piękną i wyjątkową podróżą, czego Wam z całego serca życzę!!! Słuchajcie sygnałów wypływających z wewnątrz, a być może unikniecie bólu i niepotrzebnego cierpienia. Dbajcie o własne zdrowie, gdyż to właśnie ono jest kluczem do bram szczęścia. Jesteście moimi Aniołami i dziękuję Wam z całego serca za to, że jesteście w pobliżu zawsze, gdy tego potrzebuję.
Na zewnątrz panuje przepiękna zima. W ogrodzie mojej mamy leży warstwa białego puchu. Jedyne o czym teraz marzę to spacer po ogrodzie. Zabawne jak choroba potrafi przewartościować ludzkie pragnienia.
Upadłam nie po raz pierwszy i być może nie po raz ostatni, ale dzięki Wam, dzięki Waszej dobroci i Miłości podnoszę się by zacząć kolejny ekscytujący etap własnego życia.
Dziękuję
Mia

Comments